O tym, jak moja mama w powojennym Wrocławiu pobierała pierwsze lekcje dziennikarstwa od redemptorysty, ojca Mariana Pirożyńskiego (tak, tego od Boya). I o tym, jak babcia Karczewska umierała na Alzheimera, dostarczając niechcący kolejnych tematów do rodzinnych anegdot, a ja się właśnie po raz pierwszy żeniłem. Wiem – ten opis brzmi osobliwie. I tak miał zabrzmieć. Piotr Bratkowski