Cała prawda o bajkowym życiu na wsi Czy życie na wsi jest sielanką? Jasne, jeśli rozumie się przez to ganianie w kapciach za krową sąsiada, bitwę o pilota z kogutem czy zamianę wieczornego serialu na odgłosy żabiego koncertu. Autorka „Przeprowadzki”, uzbrojona w cięty humor i duże pokłady dystansu do siebie, zabiera czytelników w podróż pełną ekstremalnych przygód, które mogłyby zawstydzić samego Beara Gryllsa. Jej książka to nie tylko zabawna opowieść o rodzinie mieszczuchów, którzy w pogoni za marzeniami przeprowadzili się na wieś, lecz także historia o docenianiu drobnych przyjemności – smaku świeżych jajek, zapachu koszonej trawy czy sąsiedzkich plotek przy płocie. Lektura, która poprawia humor i uświadamia, że życie wcale nie musi być perfekcyjne, aby było piękne! Marzenie o urokliwym domku w niewielkiej wioseczce kiełkowało w mojej łepetynie już od dobrych kilku lat. Zawsze jednakowoż przeszkody wyrastały w najmniej oczekiwanych momentach, były niezwykle upierdliwe, wkurzające, po prostu denne! A to raptem dzieci za małe, potem dzieciary podrośnięte, ale w wieku szkolnym, więc cholerna edukacja najważniejsza – nie będą się przecież za drogocenną wiedzą pętać się po jakowychś wertepach, lasach i ugorach o głodzie! Chłodzie? Później kasiora – tej przecież nigdy nie za wiele, żmudna robota zarobkowa, niezaplanowane choróbska – cała kupa dupereli. Czyli raz na wozie, raz w nawozie i takie tam.